Film w gruncie rzeczy o niczym: komuś zapchał się zlew, komuś strzeliły korki, przywieźli węgiel, trzeba pomalować ogrodzenie... Poziom czechosłowackich seriali obyczajowych z lat 70. Żeby cokolwiek się działo, wprowadzono wątek podstarzałego uwodziciela-oszusta, który jest tu jedyną postacią zahaczającą o trójwymiarowość. Gdzieś skrajem tej nijakiej historyjki przemyka w paru scenach Monroe.